Friday, January 08, 2010

Floryda. Dzień drugi, czyli najbardziej bajkowy dzien mojego życia.

Nie bez powodu nazwałem drugi dzien "florydowania" najbardziej bajkowym dniem mojego życia.

Wraz z Mathią wybraliśmy się bowiem do...........

*werble!!!*
DISNEY WORLD'u


Coż tu opowiedziec o tym... i jak bo bylo to iście niesamowite przeżycie.

Najprościej od poczatku.
Obudziliśmy się o jakos o 6:30 zeby wyjsc z motelu o 8 i wejśc do Disneyworldu o 9. Gdy tylko otwierali bramy, bo zostaliśmy ostrzeżeni, że kolejki na różne atrakcje tam są OGROMNE.

O 9 wiec kupowaliśmy sobie bilety... troche drogie bo po $86, ale to co nas spotkalo tam było zdecydowanie tego warte.

Disney world składa sie z paru parkow rozrywki, Magic Kingdom (gdzie poszliśmy, gdzie jest rownież charakterystyczny dla tego parku zamek Kopciuszka), Epcot, gdzie jest budowla w ksztalcie kuli, a w srodku roller coaster, Animals World, czyli zoo imienia Walta Disney'a i Hollywood studios, które jest poświecone filmom disneya.

My wybraliśmy Magic Kingdom, jako że jest najwieksze, najbardziej znane i prawdopodobnie najlepsze.


Gdy weszliśmy do Magic Kingdom, miałem problem z uświadomieniem sobie, że to wszystko jest prawdziwe, ze ktoś to zbudowal, bo wyglądalo naprawde tak jak z bajki.
By wejśc glebiej do parku, szło sie ulicą Main Street USA, gdzie w domach przy niej byly sklepy z przeróznymi, przeróżniastymi pamiątkami, od t-shirtow, przez m&m'sy i slodycze, do regularnych strojow kopciuszka, królewny śnieżki i innych. Rownież wszedzie było pełno ludzi juz o tej 9:20 i wszedzie byli aktorzy ktorzy paraduja, śpiewaja, sztucznie, bajkowo się usmiechaja. CUDO!!!


Nastepnie wyszliśmy i przeżylem szok, że zamek, który dotąd widziałem tylko na rozbiegówce filmow Disneya istnieje!!!

A pod zamkiem był pomnik Walta i Myszki Mickey oraz bylo przedstawienie na scenie pod zamkiem z myszka Mickey, z Mimi, z Goofy'm, z Psem Pluto i Kaczorem Donaldem i wieloma innymi.


Co główniejsze atrakcje byly jednak w budynkach, wiec trzeba bylo sie ustawic w kolejce, odczekac swoje, potem sie wsiadalo do łódki (jak w przypadku "Piratow z Karaibów"), Latajacego statku (oczywiste - Piotruś Pan), albo do czegokolwiek innego, gdzie sie siadalo i z wagonikiem zwiedzało daną atrakcje.


Zaczeliśmy od czegoś co mialo byc straszne bylo straszne, potem karuzela, dom piotrusia pana, dom strachu.... Rejs statkiem rodem z poczatku XXwieku po jeziorze w Magic Kingdom, Kino/teatr, w ktorym aktorami byli nie ludzie, lecz tak jakby manekiny ludzi, które sie ruszały BARDZO naturalnie, do tego stopnia ze klatka piersiowa obniżała sie, gdy otwierały sie usta, czyli gdy mowili.


Nastepnie chcielismy pojsc na indoor Roller Coaster, ktory sie nazywa Space Mountain, ale niestety czasowo bylo zamkniete, z powodów technicznych.

Poszliśmy więc na coś co sie nazywalo Laugh Floor with Mike Wazowsky, czyli piętro śmiechu z Mikiem Wazowskim (ten zielony gośc z "Potworów i spółka") Co bylo jedna z lepszych atrakcji tam. Bylo to tak jakby kino, bo wielki ekran gdzie sie pojawialy postacie rożnych potworów, które próbowały rozśmieszyc publikę, ale nie jakieś tam suche żarty. Tam byla interakcja z widownią, Pytanie do widowni, śmieszna riposta itp itp, coś w stylu Stand-up Comedian, ale grane przez potwory.


Gdy w koncu zobaczyliśmy, że Space Mountain dziala, okres oczekiwania wynosil 130 minut. No ale zdecydowalismy sie ze czekamy... Po godzinie czekania, przeproszono nas i powiedziano ze klopoty techniczne i przykro im.... Bylismy dosc zli.. ale odstalismy Fast pass.. czyli wejsciowke na nastepny raz kiedy tylko chcemy bez czekania w kolejece... wiec defakto zaoszczedzilismy godzine. Gdy w koncu nam sie udalo tam wejsc i przejechac sie tym trwalo to moze 15 minut nie bylo bardzo przerazajaco... wiec zasadniczo ok:)


W miedzyczasie bylismy jeszcze w Splash Mointain, miniaturowy roller coaster, o tyle fajny ze przy zjezdzie wlatywalo sie w wode, przez co bylismy troche mokrzy po, oraz w kinie 3D, o tyle fajne, ze jak na filmie bylo widac ze wieje, to czuc bylo silny wiatr na sali, gdy bohater chlustnął wodą w publicznośc, rzeczywiscie (nawet wiecej niz pare kropel) dotnelo twojej twarzy lub/i ubrania.

Po zmroku byla jeszcze parada ulicami Magic Kingdom, wszystkich Disneyowskich bohaterow.


JEDNAK NAJLEPSZA BYŁA IMPREZA!

Tak impreza, DJ, Muzyka, światła, a wszystko pod zamkiem Kopciuszka. Nawet trudno opisac jaka to wielka była przyjemnośc byc na pierwszej porzadnej imprezie, rodem z amerykanskich głupiutkich filmów. Najśmieszniejszym momentem imprezy bylo gdy spontanicznie ludzie zorganizowali kółko, a do imprezy dołączyli sie pracownicy Disneyworldu i oni zaczeli tańczyc w tym kółku, potem inne osoby poszły w ich ślady.
Oczywiście nie obyło się bez typowo Amerykanskich tancow synchronicznych, gdzie DJ pokazywal co robic, a tlum to probował naśladowac.
A przy niektorych piosenkach jak Single Ladies, tlum nie musial nikogo naśladowac zeby wszyscy tańczyli mniejwiecej to samo, podobnie przy złozonym secie Michaela Jacksona. Były to hiciory, jak Billie Jean, Thriller czy Black or White , ale przecież do tego sie najlepiej bawic.



Disneyworld opuścilismy o 23:30 pół godziny przed zamknięciem.


A! i jeszcze krótki komunikat pogodowy, w dzien było okolo 25 stopni wieczorem 20.



Żyć nie umierać
!

(wiecej zdjęc znajdziecie na moim facebooku)


No comments:

Post a Comment

facebook

Got questions? hit me up on Facebook!