Monday, December 28, 2009

Swieta.

Widok na Huntingdon, z góry gdzie mieszkalem pierwsze 3 miesiace w USA.



A to gwiazda, która góruje ponad miastem, i świeci niczym betlejemska po zmroku, w okresie przedświatecznym.


Wracajac do odrabiania zaleglosci blogowych. Ten post jest poswiecony swietom.

... Tak... Coz tu napisac. Generalnie swiatecznej atmosfery, jakos udalo mi sie nie czuc, a co za tym idzie "swiateczna tesknota", ktorej sie bardzo obawialem, przeszla tak jakby kolo mnie.

Ale co do swiat w US and A i roznic pomiedzy naszymi, a ichnimi.

Tak jak prawdopodobnie wiekszosc z was wie tu swieta obchodzi sie nie tak jak u nas 24 Grudnia, kiedy to cale olbrzymie rodziny sie zbieraja do wspolnej kolacji, objadajac sie do granic mozliwosci dwunastoma tradycyjnymi daniami. W ameryce swieta zaczynaja sie 25 rano od prezentow, potem jest swiateczny obiad. I 26 rowniez swiateczny obiad.

Ale sa tez pewne podobienstwa. Pasterka, i wszelakie msze w kosciolach 24 wieczorem tudziez o polnocy. Bylem na dwoch mozna powiedziec mszach. Jedna byla w kosciele, w ktorym pracuje Marty - The church of Bretheren, co mozna tlumaczyc jako Kosciol Bractwa(braci/bliznich). Tam msza polegala na wspolnej modlitwie o pokoj na swiecie, ale glownie sie spiewalo koledy.
Druga msza na ktorej bylismy, odbyla sie w kosciele do ktorego chodzi dziewczyna mojego starszego host brata - StaciaFe, w kosciele ewangelickim. Msza byla duzo bardziej powazna i zblizona do kosciola rzymskokatolickiego. Kulminacyjnym punktem mszy byla eucharystia, ale nie tylko cialo jezusa, ale i krew (wytrawna). Obie msze skonczyly sie tym samym - spiewaniem Silent Night, z zapalonymi swiecami w reku przy zgaszonym oswietleniu kosciolow.
Efekt rewelacyjny. A z rzeczy uciesznych Marty i Aaron, gdy zaczalem spiewac to "Cicha Noc" po polsku, dolaczyli do mnie spiewajac po niemiecku.



Wczesniej, w Wigilie w ciagu dnia, poszedlem na "Polish Christmas Eve Dinner" do mojej bylej host rodziny. A w menu tego dnia byly [sic!] PIEROGI, ktore sam wczesniej lepilem. Wlasciwie nie sam bo pomagala mi Hali i mama Matta, ale moje pierogi byly najladniejsze.




Ah troche pomieszalem z chronologią w tym poście, ale co tam.

25 rano po prezentach i zamieszaniem z tym związanym mieliśmy w planie pojechac na narty... Niestety pogoda nam to uniemozliwila. Zamarzajacy deszcz i wiatr bardzo silny, oznaczały by po pierwsze niebezpieczna podróz, po drugie nieziemsko zimna pogode w Blue Knob, stoku narciarskim, i najzimniejszym miejscu w calej Pennsylwanii.

26, Czyli w drugi dzień swiąt pojechaliśmy zaś do domu brata mojej host mamy. Do York, ktory jest oddalony jakieś 3 godziny drogi od Huntingdon. Niestety nie New York, ale pracujemy nad tym. Niestety nie bylo czasu na zwiedzanie, a bardzo bym chcial zobaczyc muzeum Harley'a ktore właśnie w York'u sie znajduje. Jak przystalo na amerykańskie święta zjedliśmy tam ogromną kolacje, podczas której tlumaczylem, znaczenie i wyjątkowośc polskiego dzielenia sie opłatkiem.
W York'u spedzilismy noc by nastepnego dnia pojechac na kolejne rodzinne spotkania do mamy mojego host taty, co jest rowno znaczne z kolejną dużą porcją jedzenia.



Nie wiem czy juz wspominalem, ale moja rodzina jest bardzo muzyczna, i to spiewająco albo dęto.
Jill gra na Rogu Francuskim, jeśli doslowne tlumaczenie pasuje. A na studniach grala w Blue Marching Band (czyli marching band Penn State University)
Marty gra na Trąbce,
Aaron na Euphonium/eufonium(?)
Paul na Puzonie.

Jill, Marty na zdjeciach u góry

Aaron u góry, pod spodem zdjecie z rodziną mą, rodziną brata Jill i jej rodzicami.


Friday, December 25, 2009

Talent Show i koncert Świąteczny.

Jak juz pewnie kiedyś wspomniałem, w szkole chodze do w sumie trzech chórów.

Jeden jest marny - CHORALAIRS (czyta się kłarejlus) gdzie wiekszośc go wybrała, zeby nie miec innych, trudniejszych lekcji.
Drugi jest dobry - Chamber Singers. Gdzie jak sie nie umie spiewac, albo trzymac swojej melodii wsród innych nie mozna na niego chodzic.
I trzeci najlepszy dodatkowy po lekcjach - belles and beaus, gdzie repertuar jest co tu ukrywac, trudny.
I cały ten czas od września do grudnia, poświecony był przygotowaniom do Koncertu Bożonarodzeniowego.

Koncert odbywał sie we wtorkowym, przedświątecznym wieczorem, więc od poniedzialku rano tak naprawde zaczeła nam sie próba generalna.
Od 8 rano do 12 jedna poniedziałkowa sesja, potem od 18 do 22 druga, wieczorna proba.
Wtorkowe spiewanie rozpoczelo sie o 10 trwalo do 14, a o 19 zaczynał sie koncert.
Także troche intensywny czas, ale bardzo twórczy, więc nawet nie bylo czuc zmeczenia.


Koncert zostal nagrany, jednakze nie mam jeszcze owego nagrania. Jak tylko dostane cokolwiek co mogę tu wrzucic, uczynie to niezwlocznie.
Nasz wystep dlugi bo od 19 do 21:30 zostal przyjęty bardzo pozytywnie, mimo że nie obyło sie bez blędów. Ale Bartytony (czyli w tym ja) i Tenorzy dostali najwieksze pochwaly od Mr.Hilesa.




A W ŚRODĘ...



Środa w szkole, byla dniem specjalnym BO, po pierwsze ostatni dzien przed świetami, po drugie odbywal sie talent show.

Jakiś miesiac wczesniej koledzy mnie sie zapytali czy chcialbym z nimi zagrac, jakas piosenke (ktorej nigdy wczesniej nie slyszalem, oczywiscie) na talent show. Rzeczjasna sie zgodzilem.
Naszym utworem byl Jumper zespolu Third Eye Blind, niezbyt ambitna piosenka ale na talent show bardzo odpowiednia.

Gralismy w skladzie Bas - Nate, Gitara - Ben, Perkusja - Kaleb, Wokal - Patrick i na gitarze, ktora pozyczylem od mojego bylego host taty, więc byla dostatecznie dużo warta zebym bal sie jej dotknąc - ja.

Co wyniklo z koncertów przedbiegowych nasze wykonanie Jumper'a zakwalifikowalo sie do konkursu i mielismy to zagrac w środę przed cala szkoła. Żaden problem, BA! pełno zabawy.
Koncert wypadl calkiem dobrze, zebraliśmy spory aplauz....


Ale co ja bede opowiadal. Zobaczcie sami. ..... Jak wygralismy Talent show !!!!


HAHS TALENT SHOW 2009 - JUMPER



have see this.

Wednesday, December 16, 2009

New Family

Jako ze mam okropne zaleglosci, nadrabiam, pod podrobioną grudniową datą.

Jak wspomnialem wczesniej, 1 Grudnia przeprowadzilem sie do nowej rodziny. Zyje mi sie z nimi bardzo dobrze, swobodnie i miło


Rodzina składa sie z
Jill - Host Mamy, ktora jest doktorem Biochemii. I skonczyla PSU (Penn State University), gdzie rowniez była w marching band. Trener druzyny biegaczy CrossCountry w Huntingdon.
Marty - Host Tata, on z kolei jest Psychiatrą, w szpitalu w Huntingdon, oraz dyrektorem muzycznym w kosciele, czyli wszystko co zwiazane z muzyka, w tym kosciele. A koncertow jest tam calkiem sporo. A chor, ktorym Marty dyryguje jest calkiem niezły.

Aaron - Host brat w moim wieku, ktory jest swietnym spiewakiem i pare tygodni temu dostal list,że został zaakceptowany do prawdopodobniej najlepszego konserwatorium muzycznego w polnocno wschodnich stanach. Gra tez w Marching Band naszego High Schoolu. 6 najlepszy biegacz dlugodystansowy w Pennsylwani.
Paul - Host brat ktory jest w 8 klasie. Gra na puzonie.



Zyje mi sie bardzo dobrze. Mam teraz blizej do mojej szkoly. I codziennie odwodzi mnie albo Marty albo Jill, bo Aaron i Paul nie korzystaja z busow, bo w owych nie ma miejsca na instrumenty.


Wspomnialem, że Jill i Aaron maja sportowe hobby - bieganie. Jednak cala rodzina podziela narty. Co brzmi bardzo dobrze przed nadchodzacą, a w zasadzie trwajacą zimą.

Monday, December 14, 2009

Festiwal Swiatelek Swiatecznych.

Tak zblizaja sie swieta Amerykanie wywieszaja mase swiatelek na swych domach,
Chanuka, czyli Zydowski festiwal swiatel trwa od piatku, a na Manhattanie swieci sie juz olbrzymia Menora..

A nieopodal Cincinnati w Ohio dochodzilo do wielu, wielu wypadkow samochodowych spowodowanych tym o to widokiem.







To jest prawdziwe i nie jest to efekt komputerowy,
jednakze z pewnoscia jest to sterowane komputerowo.

2nd Rotary Meeting.

Tak... W weekend przed Thanksgiving (tak wiem troche zamieszalem w chronologii bloga, ale coz) mieslismy drugie spotkanie naszego dystryktu.

Bardzo podobne do tego co mielismy na samym poczatku mojej przygody w US and A, w State College. Hmm.. trudno uwierzyc ze ten czas mi tu tak szybko zlecial. W kazdym razie tym razem spotkanie odbylo sie w Lewistown, ktore rowniez jest jakies 40 minut drogi od H-town (Huntingdon) i tym razem bylo to spotkanie tylko dystryktu 7350 (na spotkaniu w State College byli jeszcze ludzie z 7330).

Plan spotkania rowniez byl bardzo podobny do tego co mielismy w S.College, jednak atrakcje byly inne, ale od poczatku.

W piatek okolo 18/19 mielismy byc w Lewistown. Po godzinie, albo dwoch gadania non stop zaczely sie "zajecia" z naszym Chairmanem.
Zasadniczo mielismy znow sie przedstawic bo nowe osoby obsugiwaly to spotkanie, plus mielismy kolejne zajecia w grupach o tym jak sobie radzimy na wymianie A) ze szkola B) z rodzina C) z counselor'em. Nastepnie zeszla kolejna godzina na gadanie, przydzielono nas do domow rodzin Rotarianskich w Lewistown (najczesciej po dwoje, czasem wiecej)
Ja znalazlem sie z kumplem z Belgii - Mathia, w naprawde "wypasionym" domu u starszego malzenstwa, ktore mieszka tam samotnie, bo dzieci sie pozenily lub powychodzily za maz i przyjezdzaja tylko na swieta (co jest bardzo Amerykanskim tokiem wydarzen). Nie chce sie skupiac na opisywaniu domu, ale to co nam sie z Mathia najbardziej podobalo, to piwnica, a raczej bar i miejsce rodzinne w jednym. Bar calkiem spory, ale wygladal swietnie przez neony Pennstate i inne rozne gadzety, natomiast pokoj sam w sobie mial jakby wielka "dziure" w podlodze na jakis metr gleboka i 20m kw. duza, w ktorej byly poduszki, siedziska, stolik (taki niski jak kolwiek sie nazywa), a nadwszystkim gorowala sciana z medalami sportowymi ich rodziny oraz kominek, do ktorego nalezalo wlozyc drewno, nacisnac guzik i o! juz sie palilo.

Family Picture.

Sobota zeszla nam na odwiedzeniu prawdziwej Farmy Amiszow. I to amiszow ortodoksyjnych bo ich woz mial czarne nakrycie. Tak, tez sie zdziwilem ale to jakie nakrycie ma woz rozroznia czy Amisze sa bardzo ortodoksyjni czy nie. A dostepne kolory to Czarny, Zolty, Bialy i zebym nie sklamal ale wydaje mi sie ze Niebieski. Co ciekawe Amisze, jak zapewne wam wiadomo zyja bez jakiejkolwiek elektrycznosci, jednak co ciekawe moga uzywac elektrycznosci i technologii do ich businessu. Jednak rowniez gdy sfotografuje sie ich, uwazaja oni ze zrobilo sie im ogromna krzywde zabierajac im kawalek ich duszy.

Pauline Francja i Ja i po lewej kawaleczek Tajwanu.


Od lewej. Kevin Brazylia, Saskya Ekwador, Alfredo Wenezuela, Patrick CZECHY!, Ja,
Joy Filipiny, Mathia Belgia, Augusto Argentyna

Prawie wszyscy panowie. Od lewej Lasse Dania, Gota Japonia, Augusto Argentyna, Kewin Brazylia, Ja, Simon Niemcy, Alfredo Wenezuela, Patrick Czechy, Dan Brazylia.
Brakuje mojego ulubienca z Kirgistanu i Mathii z Belgii.

Nastepnie mielismy Lunch, a jakze. A po lunchu zabrano nas na rollerskating, brzmi bardzo profesjonalnie, a to tylko wrotki. No coz. Ale dla mnie, ktory mial to ustrojstwo pierwszy raz na nogach pierwsze 20 minut bylo wyzwaniem. Potem chwycilem o co w tym chodzi i byla swietna zabawa.
Simon i ja - mistrzowie gracji.



Potem mielismy troche czasu wolnego, ktore tym razem zamiast grac w football albo co innego przeznaczylismy na spacer po lewistown oraz gre w Tutti Frutti, czyli jak sie okazalo Panstwa, Miasta.

Ja wraz z Joy (Filipiny) i Katrine (Taiwan)

Saskya i ja.



Potem nastapila niespodzianka, czyli 3 godziny nauki SQUARE DANCE, czyli typowego folkowego tanca Amerykanskiego i jest niemozliwym opisac naszej radosci przy tym tancu.
Wymeczeni tancowaniem musielismy przygotowac sie rowniez na niedziele...

...Kiedy to prezentowalismy swoje kraje, probojac przekonac Amerykanow, ktorzy chca jechac na wymiane gdzies i przyszli na przesluchania. (czesto nasza praca ograniczala to sie do przekonywania ich rodzicow) Brzmi moze to nie specjalnie, stac tak jakby na "stoisku" i promowac swoj kraj, ale mielismy swietna zabawe. Szczegolnie gdy europejskie towarzystwo uslyszalo ze ktos chce jechac do Ameryki Poludniowej, zaraz przy owej osobie zjawialo sie piecioro europejczykow, usilujacych przekonac ze Europa jest fajniejsza. Prawdopobnie niczyjego zdania nie zmienilismy ale mielismy boska zabawe, wymyslajac najglupsze i najsmieszniejsze argumenty dlaczego Argentyna nie, tylko co kolwiek byle w Europie.

Jomart z Kirgistanu, w jego narodowym stroju, udajacy Brazileiro.


A to ja ponownie probujacy przekonywac ludzi ze Polska jest
najciekawszym wyborem na wymiane.


Ja i Simon


Ride Back do Huntingdon mialem zapewniony przez Adrianne, ktora byla wlasnie w Lewistown na przesluchania w sprawie wymiany, i jej mame Ilone, ktora jest z pochodzenia Niemka.

Thursday, December 10, 2009

Thanksgiving day & very last time on the Dingos Farm.

W czwartek 26 listopada Amerykanie obchodzili Thanksgiving day.
Swieto to nie jest zawsze 26 listopada, zawsze za to jest w czwartek, konkretnie w czwarty czwartek miesiaca.

Jak latwo jest sie domyslic bylo to moje pierwsze swieto dziekczynienia w zyciu.
To co powinno sie kazdemu kojarzyc z Thanksgiving (na przyklad z kreskowek o kroliku Bugs'ie) to indyk. Najlepiej upolowany. Jako ze w Huntingdon County polowania sa bardzo popularne, tak wiec i nasz indyk byl dziki i ustrzelony.

A o to jak wyglądal po lekkiej kulinarnej przeróbce.


Potrawy świetodziekczynne to wspomniany tradycyjny indyk ale rowniez cos na ksztalt puree ziemniaczanego, ktore mi bardziej przypominalo wygladem i konsystencja ziemniaki, jakich doswiadczalem w podstawówkowej stołówce. Do zestawu tradycyjnych potraw trzeba jeszcze dodac kukurydze, ktora bardzo mi smakowala. A inne potrawy to juz tylko kwestia wyobrazni.

Osobiscie do mnie to swieto jakos nie przemawia ale bylo milo zobaczyc jak Amerykanie celebruja ich tradycyjne swieto.

Tego samego dnia, tyle ze rano, gdy indyk jeszcze sie wędził, pojechalismy z Mattem, Jen i dzieciakami w miejsce, w ktore zostalem zabrany pierwszgo dnia w Huntingdon. Wtedy padalo bylo okropnie szaro. Teraz bylo pochmurno, ale nie padalo i mimo chmur nie bylo tak szaro.

Punkt widokowy nad Raystown Lake, ktore teraz jest puste, natomiast w sezonie wakacyjnym jest pelne motorowek, zaglowcow i wszelkiego innego rodzaju i ksztaltu łódek.

Zeby bylo tradycyjnie w schemacie moich postow, teraz widoczki.


Matt 'n' Jen

Family picture.



A dla ciekawostki wstawiam zdjecie jak wygladal "overlook" podczas minionego weekendu:


Tak minelo mi Thanksgiving. Jednakze dlugi weekend trwal albowiem zaczal sie w czwartek - swieto dziekczynienia, a trwal do srody. Normalnie normalnie trwal by do poniedzialku lub wtorku, ale jak wspomnialem pewnie nie raz i jak sama nazwa wskazuje. HUNTINGdon jest miejscem, w ktorym polowania sa bardzo popularne i sa powodem wielu dyskusji, a w poniedzialek zaczal sie Deer Season, czyli sezon na sarny.
Jako ze szkola zdaje sobie sprawe, ze wiecej niz polowa uczniow by nie przyszla do szkoly, bedac w tym czasie ze strzelba w lesie, dali dodatkowe dwa dni wolnego.





Ja wiec celebrowalem swoje ostatnie dni mieszkania u Jen i Matta. Bo we wtorek 1 grudnia przeprowadzilem sie do nowej rodziny. Niestety filozofia Rotary jest jaka jest i co trzy miesiace powinno sie zmieniac rodzine. Ale nie narzekam, bo jest super. Troche tylko to irytujace gdy po dwoch i pol miesiacu zaczynasz sie przyzwyczajac, gdzie klasc jakie talerze i jakie sztucce, a tu nagle musisz zmienic rodzine.


Ech... tak w tym miejscu stalem od poniedzialku do piatku o 7:10 czekajac na moj zolty school bus numer 8 i kierujaca nim "Kitten"...


W ostatnie dni nie wydarzylo sie nic na tyle ciekawego co moznaby ciekawie opisac. No moze poza wieszaniem swiatecznych dekoracji na patio. I w sumie wyszlo nam bardzo ladnie, a efekt tym lepszy, ze dom w nocy teraz widac z bardzo daleka, z podnoza gory.


I jak wspomnialem we wtorek sie wyprowadzilem z mieszkania na rogu Piney Ridge i Leffard Bench Road, wprowadzajac sie do mieszkania Panstwa Keeney'sow, co zaraz uwzglednie w rubryce FAQ.


Monday, December 07, 2009

Soccer Banquet.

Jak juz wspomnialem, w którymś z postów z Missouri, w czasie mej wycieczki odbyl sie Soccer Banquet.

Czyli najprosciej mowiac dinner, podsumowujacy sezon plus podziekowania dla trenerow, osob dookola i zawodnikow.

Niestety przez wyczieczke nie moglem brac udzialu w owej imprezie jednak dostalem, koszulke z nazwiskami wszystkich zawodnikow (w tym moim) i trenerow oraz plyte, ze zdjeciami i filmami z sezonu.



Sunday, November 29, 2009

Missouri. Powrot do Pennsylwanii

Ostatni post opisywal sobote, wiec ten jest o niedzieli.

W zasadzie tytul jest mylacy, bo nie bedzie tu nic o Missouri, po za tym, ze w niedziele rano wylecialem z St.Louis do Pittsburgha. Moj lot byl 5 godzin wczesniej niz lot Jen, Matta i dzieciakow. Nie znaczy to jednak ze 5 godzin spedzilem na lotnisku.

Zaopiekowali sie mna bowiem Tata Matta - Tom i jego zona - Coleen. Zabrali mnie na lunch do restauracji blisko wschodniej (oryginalna nazwa to Middle East Restaurant).

Po czym Tata Matta zabral mnie na gore w Pittsburghu, z ktorej bylo widac cala panorame miasta.


Tak wygladal punkt widokowy. Jak mozna zauwazyc w poblizu tego miejsca jest ulica i przy niej domy. Z pewnoscia niemilosiernie drogie, przez widok na "downtown"




Bylo tez widac stadion Steelers'ow, gdzie akurat rozgrywal sie mecz.




Ogolnie bardzo szkoda ze nie mialem czasu zwiedzac Pittsburgha, bo na prawde wydaje sie to bardzo ciekawe miasto. Wymienie tylko najwieksza na swiecie kolekcje dziel Andy'ego Warhol'a, w muzeum jego imienia. Jako ze ow Warhol urodzil sie wlasnie w Pittsburgu.
Podobno bardzo ciekawe jest rowniez muzeum Heinza, czyli uproszczajac muzeum ketchupu.

Mnie jednak najbardziej by interesowala mecz Pittsburgh Penguins lub ich koszulka... Niestety, jest to fanaberia dosc droga bo oficjalne koszulki druzyn NHL kosztuja co najmniej $120, a czasem sporo wiecej.


Friday, November 27, 2009

Missouri. St.Louis Dzien drugi.

Drugiego dnia naszego pobytu w St.Louis mielismy wybor pojsc do Forest Parku, w ktorym bylo kolejne pare mozliwosci, zeby zobaczyc cos ciekawego lub do City Museum. Wygrala opcja Forest Park Science Center. Ale zanim o samym Science Center, najpierw o Forest Parku. Moze dziwne ze chce o tym napisac, ale jest to miejsce dosc niezwykle i bardzo ciekawe.

Jak juz mowilem caly stan Missouri zgodzil sie na podatek zeby wstep na wszystkie obiekty okolomuzealne w Forest Parku byly bezplatne. Tzn. wstep jest bezplatny i dostep do podstawowych wystaw tez jest za darmo, jesli chcesz zobaczyc film 4D (albo cos takiego) w Science center lub chcesz miec inne dodatkowe atrakcje, musisz zaplacic. Jednak Do wyboru mamy Zoo, Science Center, Art Museum, History Museum i wiele, wiele, wiecej. Co jeszcze jest ciekawe, park ten jest drugim najwiekszym parkiem w srodku miasta na calym swiecie. Najwiekszy jest Central Park w NYC. Powolam sie jednak na opinie Matta, ktory stwierdzil, ze Forest Park jest jego zdaniem lepszy, bo po pierwsze nie jest tak duzo ludzi w nim i jest bardziej dziki niz Central Park. (poki co tego drugiego nie widzialem, jak zobacze w ciagu mej wymiany, na co mam wielka nadzieje i ochote na pewno bedzie o tym na blogu).


Teraz troche zdjec z Parku i z Science center, gdzie byla rowniez wystawa Dinozaurow.

Maszyna, w ktorej lataly kulki...
"it looks a bit fancy"

Taaaaaka wielka kosc

Swietna zabawa.. ty naciskasz dinazaur sie rusza.


Mozna bylo tez zbudowac swoj wlasny Gateway Arch lub zbudowac most
(ale to drugie jest mniej spektakularne)

Science Center.

Art Museum

Meeting Hall (?) czy cos takiego


Po obiedzie, wrocilismy do hotelu. Matt zostal juz tam bo Ohio State gralo przeciw Iowa State, dzieci zostaly bo byly zmeczone. Ja zas stwierdzilem ze skoro jest 16 to mam jeszcze 5 godzin na spacerowanie po miescie.
Pojechalem wiec metrem na drugi brzeg Mississippi. Takze moge sie pochwalic ze po Michigan, Pennsylwanii i Missouri odwiedzilem takze Illinois. Bardzo mala czesc, ale zawsze. Moim celem byla pierwsza stacja na drugim brzegu rzeki, a potem powrot na piechote mostem, robiac zdjecia.
Moj spacer byl po tzw Downtown. Zobaczylem calkiem sporo, a co najbardziej mnie cieszylo to to ze ludzie, tak wiem powtarzam sie, odpowiadali na moj usmiech, usmiechem, a na widok mnie zafascynowanego miastem, chcieli mi pomoc dotrzec gdzies, gdzie ja chce lub polecic co moge jeszcze ciekawego zobaczyc w okolicy.

Do milej atmosfery miasta dolozylo sie to ze byl to wieczor hokeja, albowiem St.Louis Blues grali w "domu". Takze wiele osob, zeby nie powiedziec wiekszosc, ktore widzialem tamtego dnia na ulicach mialo na sobie niebieskie koszulki z charakterystyczna nutka. I byl to jedyny dzien mojego pobytu w stanach, kiedy bylem szczesliwy, ze nie mam koszulki Pittsburgh Penguins - Rywala "niebieskich" tego dnia.



Wydaje mi sie ze trafilem moment jak krecono film, lub byla jakas wielka sesja zdjeciowa, bo policji bylo w tym miejscu od groma, a nieopodal bylo okolo 100 par w strojach slubnopodobnych




Nastepne pare zdjec zrobilem w miejscu nazwanym City Garden.
Jest to skwerek ze sztuka bardzo nowoczesna, a wrecz w niektorych przypadkach nowatorska rzeklbym. Poza tym co znajdziecie na zdjeciach byly tam np cymbaly, ale nie takie tam zwykle, kostka chodnikowa zamieniona w cymbaly. Stajesz na odpowiednim kwadracie i wydobywasz dzwiek.
Straznik opowiedzial mi ze wieczorami przychodzi tam jeden chlopak ktory umie juz zagrac Jingle Bells i Silent Night na owych cymbalach.
Jest tez cos jakby monitor z chodzaca para.
I wiele innych trudnych do zintrepretowania dziel.

Pinokio, niestety od tylu. Ale za to z puzonista, ktory po prostu sobie usiadl, kolo drewnianego... miedzianego przyjaciela, wyjal instrument i zaczal grac jazz.


A ta glowa wygladala mi bardzo znajomo, wiec zaczalem szukac co to jest i dlaczego moge to znac. I znalazlem tabliczke ze jest to rzezba wykonana przez polskiego artyste.
/wieciej informacji/




I na deser zdjecie na tle Hotelu, ktorego wiecej zdjec dodam w kolejnym poscie.



I maly deser po deserze.

facebook

Got questions? hit me up on Facebook!