Sunday, January 24, 2010

Narty. Blue Knob.

W związku z tym, że zima trwa w najlepsze wybieramy sie czasem do Blue Knob, czyli wyciągu narciarskiego oddalonego od Huntingdon o jakąś godzinę jazdy w kierunku zachodnim.


Jak mówi Jill, Blue Knob jest uznawany, za jedne z najtrudniejszych stoków, jeśli nie najtrudniejsze, na wschodnim USA, bo z Utah itp., wschód sie nie równa... Mysle ze to tak jak porównanie stokow w Tatrach, do stokoww Alpach.
Dodatkowo, poza tym, że miejsce to jest uznawane za trudne, mowi sie jeszcze, że jest to najzimniejsze miejsce Pensylwanii.
I zauważyłem, że jest to bardzo bliskie prawdy... np. Gdy w Huntingdon jest około 20 stopni Farenheita, czyli około -7, tam jest około 5, czyli -15 i wiatr w granicach 30-50 km/h
Bez tego wiatru pogoda zazwyczaj jest cud-miód, chyba że się zacznie burza śnieżna, taka że nie widac nic na 5 metrów przed tobą. POWAŻNIE.

A czemu taka, a nie inna pogoda? Blue knob jest to szczyt... Na ktorym jest parking i dom (lobby) dla narciarzy/snowboardzistów... Wiatr jest tam STRA-SZNY!



Trasy sa we wszystkich kolorach. Zielone, Niebieskie, Czarne i podwójne Czarne... Skala ta jest niestety mało obiektywna, bo cześc tras niebieskich moim zdaniem powinny byc czarne... a czarne, sa bardzo czarne... Podwójną czarną zrobiłem póki co raz... I przeżyłem bez upadku... ale mała przyjemnośc, gdy próbuje sie ominąc mulde z kopnego sniegu trafia sie na lód, lód jest prawie że niebieski, więc kontroli nad nartami nie ma żadnej, i po chwili czuje sie pod nartami kamienie, a przed soba widzi sie kolejną mulde...



Jedna z szybszych tras.
Nie jest jakos przerazajaco trudna, ale mozna sie rozpedzic,
w odroznieniu od stokow z muldami, gdzie strach jechac z jakakolwiek predkoscia.
Siatka postawiona, bo trasa szybka przecina trase dla poczatkujacych...
A raz widzialem jak jakis snowboardzista nie chcial zwalniac, wiec przeskoczyl ta siatke...
(a ma ona okolo 1.2 m)

Generalnie jezdzi sie cudnie i co najfajniejsze nie jest to, tak jak zwyklem do tej pory, pojedynczy szeroki stok, tylko jest to wiele, roznych stokow i samemu mozna sobie wybrac droge do dolnej, badz srodkowej stacji.



Z rodzinka. Od lewej Ja, Paul, Jiil, Aaron, Stacia-fe

Wiecej informacji jak to wyglada znajdziecie na http://www.blueknob.com/

Friday, January 15, 2010

Floryda. Dzień "bye, bye florida"

No niestety w sobotę po nowym roku, musieliśmy z bólem serca powiedziec bye bye florydzie.

Ale zanim opusciliśmy "sunshine state"...


Przejechaliśmy przez pare sklepów... Jakież to amerykańskie...
No więc odwiedziliśmy na godzinę jedno centrum typu outlet, a potem flea market, czyli targ.

Do pierwszego zajechaliśmy za celem ciuchowym, i gdyby nie to, że mieliśmy tam tylko godzinę, obkupiłbym się na najbliższe 3 miesiące... Bo np. koszule Ralph'a Lauren'a, ktore normalnie kosztują w granicach dobrych 40 zielonych, tam były za około 20... Jednak tłum amatorów tych ubrań był taki, że do przymierzalni czekac trzeba bylo 15 minut... a zeby kupic 30...

To jeszcze zdjecie z Jenny i Mathia


Następnie udaliśmy się na flea market, czyli targ... Olbrzymi targ gdzie, można dostac wszystko, i z pewnymi sprzedawcami nie idzie sie dogadac... bo nie potrafia mówic po angielsku, bo są albo z Kuby albo z Chin itp itp...
Celem zakupów tam były pomarańcze. Moja host rodzina jest fanem owych wiec pomyślałem ze 10funtów (około 5kg) pomarańczy prosto z florydy bedzie dobrym pomysłem (i był to dobry pomysł). Pomarańcze przed zakupem można było zdegustowac, tak więc po jakiś 10 stoiskach, zjadlem prawdopodobnie w sumie około 5 wszelkich pomarańczo podobnych - grejfruty, mandarynki, pomarańcze. W końcu kupiłem 10 funtów pomarańczy, które były najsłodszymi jakie kiedykolwiek jadłem. I są zupełnie nieporównywalne do tego co zwykłem jadac. Nie było w nich zadnej kwasoty, sama słodycz.
Dzieki kolejnemu zakupowi na flea market moja kolekcja branzoletek powiekszyła sie o dwie i aktualnie nosze osiem.

To zdjecie zostało zrobione pare dni wcześniej, niż to co teraz opisuje,
ale łączy się z tymi pomarańczami, więc wstawiam.

Po wszystkim wsiedliśmy w samochód i udaliśmy się w drogę do zizizizimnej Pensylwanii.
Wracaliśmy tą samą drogą, tylko że tym razem mielismy okazje zobaczyc to co przespaliśmy w drodze na Floryde, czyli np Jacksonville.
Świąteczne kaczuszki

Dwa kolejne zdjecia jeszcze z Orlando,
ostatnie dwa to Jacksonville

Droga również sie troche przeciagnęła bo na autostradzie był korek, olbrzmymi, bo ludzie wracali z florydy do domów po wolnym... I tak na autostradzie gdzie normalnie bysmy jechali 55/60 mil na godzine, jechalismy przez około 3o, czy 50 mil, 15mph (miles per hour)
Ja i Mathia jednak nie zwracaliśmy jednak na to uwagi bo zrobiliśmy sobie maraton filmowy na tylnim siedzeniu. Tym razem ogladalismy "National Treasure" (w Polsce to chyba nosi tytul "Skarb Narodów", w każdym razie z Nicolas'em Cage'm) oraz "Transformers 1 i 2". Także zaczeliśmy w miarę ambitnie, skończyło sie tak jak zawsze.


Jechaliśmy przez Floryde, Georgię, Południową Karolinę, Północną Karolinę, Wirginię, Zachodnią Wirginię, Meryland i Pensylwanię (I pisząc to zauważyłem, że nazwy tych stanów po polsku brzmią dla mnie strasznie głupio, i ogólnie coraz cześciej mam problemy ze znajdywaniem słów po polsku)

Taki samochodzik spotkalismy gdzieś w, prawdopodobnie, Południowej Karolinie,
na postoju przy autostradzie. Zabawne, bo podeszliśmy do kierowcy mówiąc coś w stylu, "Przepraszamy, czy moglibyśmy sobie zrobic zdjecie przy twoim samochodzie?
No bo my jestesmy z Europy i my nie mamy takich o... "
Na co, jak widac po efekcie, kierowca sie zgodził i wyglądał na bardzo dumnego...

Tak tylko nurtuje mnie pytanie ile to cudo pali...



Komunikat pogodowy. Smutny. Wyjeżdzając, było jak na florydę, zimno, bo około 15 stopni, ale niezmiennie słonecznie.
W Pennsylwani,i gdy wysiedliśmy z samochodu, poczuliśmy przenikające zimno, mimo że nie było aż tak zimno... Moze -7 na nasze.


Szok, szok, szok. Ale niedługo na narty!

Tuesday, January 12, 2010

Floryda. Dzień czwarty. Let's Go PSU!

Odnosząc się do amerykańskiego powiedzenia, że baseball to najważniejszy amerykański sport, a football to religia, pierwotnym celem naszej wycieczki na floryde była pielgrzymka.


Pielgrzymka bo... Penn State University, grał w Orlando przeciwko, Louisiana State University.
Mowa oczywiście o Football'u (amerykańskim) i jego college'owej odmianie, która jest jednak nie mniej popularna niz NFL (National Football League). Gra ta podchodzila pod wydarzenie nazywane "Capital One Bowl". Generalnie chodzi o to, że drużyny w sezonie regularnym są podzielone na dywizje i np. Penn State w sezonie nie bedzie grał przeciwko Texasowi, bo to inna dywizja. Ale jako, że w "college football" nie m-0a tak, w NFL Playoff'ów po sezonie. Dwie najlepsze drużyny, w tabeli wszystkich dywizji, grają pomiedzy sobą mecz nazywany ROSE BOWL.
I jest to najwazniejszy mecz ligi college'ów. W tym roku grały miedzy sobą Alabama i Texas.
Ale wracając... Sa jeszcze inne mniej ważne mecze jak Orange Bowl, Sugar Bowl... itp. itd.
Jednym z tych innych, mniej ważnych jest Capital One Bowl, gdzie w tym roku Penn State, miał sie zmierzyc z LSU.

Te mniej ważne gry z cyklu "bowl" rozgrywane sa głównie dla pieniedzy, po a - dla federacji footballu, po b - Stacji telewizyjnych, bo ten sport jest ubezwłasnowolniony przez telewizje i c - Dla drużyn.




Rano przed meczem, zobaczyliśmy, że sie zanosi na deszcz. Poszliśmy, więc nawet przed śniadaniem do jakiegokolwiek sklepu, żeby sobie kupic pelerynki...

... i był to zakup trafiony.

Gdy byliśmy w drodze do Orlando, zaczeło padac. Gdy zaparkowalismy i poszlismy do autobusu, ktory mial nas przetransportowac na miejsce impezy zaczeło padac mocno. I pierwszą połowę meczu padało bez przerwy i to dośc mocno.


Mecz udany, bo wygraliśmy, my - Penn State.
Ale były emocje bo wygrana przez field goal w ostatniej minucie 18 do 17.
Zdjecie ponizej po pierwszym touchdown'ie


Ale co więcej o meczu... Trawa na boisku wyglądem była bliższa błotu, niż trawie... Tak więc, już po paru minutach gry patrząc na zawodników można było łatwo stwierdzic, kto grał, kto nie.

Doping na meczach footballu zawsze jest ogromny, orkiestry grają, ludzie krzyczą itp itp..
Zabawne było, gdy fani LSU (Louisiana State University) zaczynali dopingowac swoja druzyne krzycząc L S U! L S U! , na co fani Penn State odpowiadali dołaczali sie do nich krzycząc albo PSU! PSU! albo w przerwach pomiedzy *LSU* krzyczeli "Sucks!"

Moja ulubioną forma dopingu jednak jest utwór Blue Band (Penn State Marching Band)
Let's Go P S U, a tak to wygląda/brzmi http://www.youtube.com/watch?v=ZNpT42AclgY

leci to tak
P!!! S!!! U!!! LET'S GO PSU!!!


drugie to typowy doping PENN STATE, który jest dopingiem w typie "druga strona odpowiada", a idzie tak.

WE ARE !!!
PENN STATE !!!
WE ARE !!!
PENN STATE !!!
(i tak pare razy, na końcu)
THANK YOU !!!
YOU'RE WELCOME !!!
http://www.youtube.com/watch?v=rvLKszZAx4Y&feature=related


Oba filmiki zostały zrobione podczas tak zwanego White Out, czyli jednej gry w sezonie, gdy wszyscy fani ubieraja sie na biało i cały stadion jest wtedy biały...

A!!! i ostrzegam przed jakością i głośnością filmików... jeżeli w tym samym pomieszczeniu spi dziecko proszę ściszcie i załóżcie słuchawki... żeby nie było na mnie...

W przerwie meczu swoj wystep mialy zespoly najpierw Penn State, potem LSU...
Pomiedzy nimi porzadkowi, ktorzy starali sie nadac trawie jakikolwiek trawo podobny wyglad.


W drugiej połowie meczu sie rozpogodziło, a po meczu z tych wielkich chmur nie zostało nic i znow było piekne niebieskie niebo.

To zdjecie zostalo zrobione przed stadionem Orlando Magic...
niestety nie spotkałem żadnego z zawodników.

Po meczu także porzejechaliśmy sie przez Orlando, które wyglada bardzo spokojnie i ładnie... Nie ma też tam wielu olbrzymich budynków, bo i nie jest to olbrzymie miasto... Idąc za Wikipedią, samo miasto Orlando liczy sobie około 230tysiecy mieszkańców (największym miastem na Florydzie jest Jacksonville, najwieksza aglomeracja Miami).
Wielkich drapaczy chmur, tam również nie ma, ponieważ ludzie liczą się, że nad Orlando przechodzą huragany i nie jest najbezpieczniej budowac takie budnyki.



plus kolejne zdjecie do mojej kolekcji "absurdy amerykanskie"...
Tym razem pod tytulem "Small Cars Only"


a komunikat pogodowy to już jakby był... dodam tylko, że było około 20 stopni... ale lało mocno...

Saturday, January 09, 2010

Floryda. Dzień trzeci. NASA

Nasz czwartkowy, sylwestrowy plan obejmował Cape Canaveral i Cocoa Beach.

Wyjechaliśmy, rano i jako, że Cape Canaverale jest na wybrzeżu, a Orlando po srodku Florydy, bylo to dobre 1.5 godziny jazdy.

Dla tych co nie wiedzą. Cape Canaveral jest miejscem, gdzie lądują startują statki kosmiczne, to o tym miejscu się słyszy za każdym razem gdy w wiadomościach jest cokolwiek na temat amerykańskich programów kosmicznych.
I to z tego miejsca startowali Armstrong i Aldrin w misji podbijania Księżyca.
Po wiecej tradycyjnie odsyłam do Wikipedii, bo ona wie wszystko.
Po polsku i po angielsku.


Żeby byc dokładniejszym pojechalismy tam do JFK SPACE CENTER.



Budynki muzeum były poza terenami bazy NASA, i można było tam zobaczyc film 3D o kosmosie, zobaczyc prawdziwe statki kosmiczne i ich pierwowzory, oraz uwaga! uwaga! przeżyc symulacje startu w statku kosmicznym.
Brzmi troche strasznie, i wyglada profesjonalnie...
... ale w gruncie rzeczy polega to na tym ze sie siada w fotelu jak na rollercoasterze, symulator staje na okolo 75stopni w pionie, wszystko zaczyna wibrowac, jest wielki hałas, a na monitorze przed tobą pokazuje sie gdzie jesteś, i ze po chwili jesteś w kosmosie... i właśnie masz wielkie problemy, bo w trakcie startu zgubiłeś osłony termiczne... czy coś takiego.



Po obejrzeniu muzeum, można, a w zasadzie trzeba było, bo to przecie najwieksza atrakcja, wsiąśc do autobusu by wjechac na teren bazy NASA i zwiedzac budynki i wystawy tam.

To jest główny budynek NASA. I powiedziano nam ze flaga namalowana na nim jest najwieksza namalowaną flagą na świecie, a żeby dac pojecie jakie to duże...
... niebieskie pole na fladze (tam gdzie są gwiazdy) jest wielkości boiska NBA



Pierwszy budynek w terenie, był poświęcony przygotowaniom do startu.
Z wieży widokowej bylo widac miejsce, stawiają rakiete, i skąd poźniej ona startuje.



Te dwa zdjecia sa, tym co bylo dla mnie wielkim odkryciem. Te pasy ziemi, z pasem trawy po srodku jest to droga maszyny, ktora transportuje Statek kosmiczny z budynku glownego NASA, na miejsce startu...
Jest to tak ciężkie ze zostawia ślady na asfalcie, gdy przejeżdża po nim, choc przejezdza to zaszybkie słowo. Dystans około 10 kilometrów maszyna ta pokonuje w 8 godzin.





Drugi budynek był poświęcony misjom Apollo. Można było tam zobaczyc prawdziwą sale kontroli lotów, i rozebraną na kawałki rakietę, Wiele typów strojów dla kosmonautów oraz inne.

Każdy mógł porównac swoja stopę, ze stopą postawioną na księżycu.
Każdy...


Tu sie dotyka ksieżyc.



Trzeci budynek był budynkiem wystawowym ale nie do końca albowiem. Sektor ten, albo blockhouse jak kto woli, jest miejscem gdzie NASA produkuje wszystkie elementy wyposażenia dla kosmonautów. Czyli jednym słowem, można przyjąc ze to czego my bedziemy powszechnie używac za powiedzmy 40 lat, tam powstało rok temu. O ile ta różnica w postepie technicznym nie jest większa.



To hasło znad wejścia do JFK Space Center,
dobrze oddaje to co napisałem przed chwilą.


Kolejną atrakcją, była symulacja 3G, czyli przeciążeń grawitacyjnych, gdzie sie wsiadało do klaustrofobicznej czarnej klatki, i maszyna zaczynała wirowac. W środku bylo ok, ale jak wyszedłem z tego ustrojstwach po 3 minutach krecenia sie w kółko, ładnie to ujmując, nie czułem sie najlepiej. (Kosmonauci musza wytrzymywac bodaj 8 lub 9G w ich testach, Kubica w niektórych zakretach ma okolo 6G)



Tereny bazy NASA są co oczywiste wolne od ludzi spacerujących wszedzie i wielu samochodów, więc jest to doskonałe miejsce dla zwierząt. Szczególnie dla przeróżnych ptaków i aligatorów, których w okresie legowych są niepojęte ilości.... podobno

Niestety na gorze jest jedyne zdjecie owych "gatorow",
przy powiekszeniu moze lepiej bedzie znajdziecie.

Pod spodem pancernik.



W NASA byliśmy do około 17, a jeszcze chcieliśmy pojechac na plaże, żeby móc powiedziec "Byłem w Oceanie", a mimo wspaniałej pogody, ale o niej w komunikacie na końcu, jest to zima, i dosc szybko jest ciemno.

Po drodze na plaże zajechaliśmy do sklepu dla surferów RON JON, czyli najwiekszej sieci sklepów surferskich na świecie.

A potem....

Zrobiliśmy dokładnie to co planowaliśmy...

I wierzcie mi, woda w Atlantylu na Florydzie zimą jest cieplejsza niż Bałtyk latem.




Gdy wróciliśmy do hotelu była tam także, bratanica Kathy -counselloura Mathii, która dołączyła do nas, czemu wyjaśni sie w nastepnym poście. W piątkę, więc spędziliśmy Sylwestra, bedąc najpierw w bardzo dobrej, baaardzo dobrej włoskiej restauracji, potem w parku rozrywki, by przywitac nowy rok tradycyjnie, po amerykańsku ogladając transmisje z "ball droping", czyli Wielkiej kuli w Nowym Jorku, która obniża sie gdy jest nowy rok.... taka dziwna tradycja.....




Komunikat pogodowy... ten dzien może nie był bardzo słoneczny, ale za to temperatura wynosiła okolo 25 stopni w cieniu, czyli przeciętnie okolo 30.



To ja sie odmeldowuje. Raport zdany.


facebook

Got questions? hit me up on Facebook!